Pocztówka z Białorusi


Gdańsk - Białystok, Białystok - Sokółka, Sokółka - Kuźnica Białostocka, nastupnaja prypynak: Horodna. Groźne spojrzenia i niezrozumiałe wyrazy, bezradnie pokazuję wszystkie dokumenty, które mam przy sobie. Panowie w mundurach, trybiki państwowej machiny. I uśmiech jednego z nich, kilka życzliwych słów - a jednak można pozostać przy tym człowiekiem. "Ja chcę do domu" - mruczę. Pan z naprzeciwka najwidoczniej zrozumiał, śmieje się ze mnie po cichu. Nie minie tydzień, a ja siedząc w autobusie marki Ikarus ("Ikarus, no, to teraz wylecimy w powietrze, jak się z hukiem rozpadnie") i wracając do akademika pomyślę: za chwilę będę w domu.


Ostarożna! Uważajyme pasażiry! Tu nawet autobusy mają duszę, mówią do mnie starannym głosem lektora. Po tygodniu już wiem, jak się nazywa przystanek, na którym wysiadam. Cieszę się jak dziecko z każdego odczytanego słowa. Wokzal, Bar Moskwa, Stary Kufel. Witryny sklepowe nie przyprawiają o zawrót głowy, już wiem, na jakiej ulicy się znajduję. Wiem jednak, że zawsze mogę liczyć na pomoc. -Kudy vy idziacie? -Nie ponimaju. My z Polski. Więc tłumaczą, jak dojedziemy na Limoży. Układają pieniądze, by łatwiej można było się nimi posługiwać. Pytają skąd jesteśmy. Mają rodzinę w Polsce, studiują tam, pracowali. I już nie tęsknimy tak bardzo, kiedy traktują nas jak swoich. Choć tak bardzo się wyróżniamy.

Czerwone trampki wzbudzają sensację. Kobiety suną po brukowanych ulicach na niebotycznych szpilkach, roześmiane, kolorowe. Ktoś krzyczy coś do nas z samochodu; rozumiemy tylko słowo "straszne", wolimy jednak myśleć, że jesteśmy strasznie fajne. Całymi dniami przemierzamy ulice Grodna, zwiedzamy Bohatyrowicze, Nowogródek, Zaosie, Kanał Augustowski, kąpiemy się w Świtezi czytając Mickiewicza. Płyną łzy czyste, rzęsiste, kiedy czas wyjeżdżać.


Sielanka. Choć tak naprawdę wiemy, co kryje się pod pozorami. Nie widać tego - miasto zachwyca urodą i nawet drewniane przedmieścia nie są w stanie zepsuć ogólnego wrażenia. Ludzie szczęśliwi, uśmiechnięci. I dopiero z daleka od podsłuchujących żyrandoli przedstawiających wszystko w lepszym świetle dostrzec można prawdę. Pomnik Lenina, Plac Sowiecki, ulice Dzierżyńskiego, Marksa, 17 września, zburzone kościoły. Polska msza w kościele Farnym jeszcze nigdy tak nie cieszyła. Pani Bohatyrowiczowa, opowiadająca o garstce Polaków, którzy pozostali we wsi. Stoi długo przy furtce, patrząc za nami. Być może więcej już się nie zobaczymy.


Dwier zaczinajetsia! Zostawiam za sobą granicę, celników, zdrastwujtie, wróciłam. Tam dom twój, gdzie twoje serce. Moje zostało w kranie nad Niemnem, w pokoju numer 66.























































1 komentarz:

Aby skomentować wybierz opcję Nazwa/Adres URL wpisując swoją nazwę i/lub adres strony, albo pozostaw komentarz Anonimowy. Dziękuję!